A u mnie takie kwiatki:
Wczoraj miałem takie zdarzenie - po przejechaniu ok 5 km poza miastem wskazówka temperatury podskoczyła mi do 110 stopni. Kontrolka nie zapaliła się więc kontynuowałem jazdę do domu, jeszcze jakieś 3 km. Jechałem spokojnie bo ok 80-90, mokro, dookoła las, żadnych gwałtownych przyspieszeń. Na podwórku ostrożnie sprawdziłem poziom płynu w chłodnicy, następnie olej. Wszystko w normie. Oleju między wymianami nie ubywa ani trochę. Płyn dolewam co kilkaset km ale też nie są to drastyczne ilości. Sprawdziłem węże od chłodnicy - górny twardy i gorący, dolny zimny. Wiatrak się nie włączył. Samochód pochodził chwilę na podwórku może 2 min(max) i temperatura zaczęła wyraźnie spadać. Gdy go gasiłem było nieco ponad 90 stopni. Dziś ta sama sytuacja. Samochód nie jest żyłowany bo jeździ nim żona, ja wyjątkowo i wtedy coś się dzieje :grrr: . Wcześniej zdarzyło mu się raz zagotować na wylocie z stolicy w Markach(kto tam jeździ to wie
) i ubyło ponad 2 litry płynu. Po tym zdarzeniu wymieniono korek w zbiorniczku wyrównawczym bo mechanicy podejrzewali że nie radzi sobie z ciśnieniem(nie pomogło bo płyn dalej wywalało) następnie wymieniona została uszczelka pod głowicą (zagotowanie się było skutkiem nieposłuchania mężowskiej rady co do wymiany - uszczelka już wcześniej szwankowała). Wymieniono czujnik i termostat. Samochód ładnie się teraz ogrzewa. Z tymi wężami to regularna sprawa. Nie mam pojęcia co teraz może szwankować? Dziś w drodze gdy temperatura podskoczyła to szybko zjechałem na pobocze i zajrzałem pod maskę ale wiatrak również się nie włączył. Mogę się jedynie przyznać do grzechu zaniedbania bo olej czeka już 3 tys na wymianę ale to pierwszy raz tak się zdarzyło więc nie powinno odgrywać większej roli. Pomóżcie proszę bo ręce opadają i przepraszam za elaborat - chciałem konkretnie opisać sytuację.