Dzień pełen przygód normalnie:
Najpierw rano z bocznej wyjechał mi ścinając zakręt matoł w Escorcie, dobrze że i ja i on powoli to odbiłem i udało się wyhamować. Później telefon od brejdaka że trza go podholować na stejszyn, bo się paliwko skończyło (w końcu szansa na rewanż z SafetyCarem
). A wracając już po ciemku przyrżnąłem w stadko jakiś małych ptaków
Myślałem że na poboczu leżą jakieś pierdoły, a te "pierdoły" się nagle poderwały do lotu w poprzek drogi
Poszły po słupku, lusterku, lampie i zderzaku, powoli jechałem więc obawiałem się tylko że będę musiał któregoś zasrańca wyciągać z kratki w zderzaku. Ale na szczęście po kilku pierzach nic się nie stało